piątek, 29 listopada 2013

Rozdział 1 - Wprowadzenie.

. . . Mroźny, zimowy wiatr muskał jej delikatną, śniadą twarz. Jej lśniące, błękitne oczy wpatrzone były w nocny księżyc, a jasne blond włosy powiewały na wietrze. Jej twarz przypominała inwertyka.
Siedziała na dębowej ławce, opierając się o nią. Głowa jej była skierowana ku górze. Ręce miała schowane w kieszeni kurtki, a nogi wyciągnięte przed siebie. Jej oczy uważnie obserwowały naturalne nocne światła. - Gwiazdy. 
 
                                                                 ♥♪♥♫♥

         Dzisiejsza noc była spokojna. Za spokojna. Wszystko wydawało się dla mnie bez sensu. Bez znaczenia. Mogłabym umrzeć. Czy to nie było by lepsze niż to co robię? Na pewno. Nie musiałabym wysłuchiwać tych rozkazów i zakazów matki. Jest nieznośna. Nie dziwię się, że ojciec rozwiódł się z nią. Cały czas się o coś czepia. Można by rzec, że jest nienormalna. Próbuje ze mnie robić pustą lale. Głównie plastik. Jaki rodzic pozwala a raczej każe, opalać się na solarce, tlenić sobie włosy i malować się swojemu dziecku. Pamiętam, jak raz próbowała mnie namówić na piercing. Czy kolczyki w uchu jej nie wystarczają? Tak czy inaczej, nie dałam się jej. Może przypominam plastik, lecz nim nie jestem. Opowiedziałam wszystko swojemu ojcu. Powiedział, że jak napisze maturę to zabierze mnie do siebie, do Londynu. Będę mogła spokojnie chodzić na studia i się uczyć. Właśnie studia.. Może nie widać, ale bardzo chcę studiować muzykę. Uwielbiam grać na fortepianie. Kocham muzykę jak nikt. Najbardziej lubię klasykę i pop.
         Z moich rozmyśleń wyrwał mnie zimny dotyk na nosie. Spojrzałam jeszcze wyżej na niebo. Zobaczyłam spadające płatki śniegu. W pewnym momencie coś błysnęło. Wytężyłam bardziej wzrok. Byłam zdziwiona. Ujrzałam spadającą gwiazdę. Nigdy nie wierzyłam, że wypowiedzenie życzenia przy niej, się spełni. Takie rzeczy są tylko w filmach, ale co szkodzi mi spróbować. Przymknęłam powieki, skupiając się. Pomyślałam właśnie o podróży do Londynu, do taty. Może być nawet Irlandia południowa czy północna, ale ma być jak najdalej od matki. Niech ten koszmar się skończy. Nagle poczułam jak coś brzęczy mi w kieszeni spodni. Był to mój telefon. Nie musiałam się domyślać kto dzwoni. Sięgnęłam po niego. Tak jak się spodziewałam, na wyświetlaczu widniał napis  ''Mama.'' Znudzona, wyłączyłam telefon, westchnęłam i poszłam do domu.
         Po 15 minutach byłam już pod domem, który miał pogaszone wszystkie światła. Biały, niewielki dom z basenem, tarasem i patio w nowoczesnym stylu. Może nie była to wielka willa, ale robiła spore wrażenie. Tak, moi rodzice są bogaci. Nie lubię się chwalić, ale tak jest. Ojciec ma własną, wielką firmę w Londynie, a matka ma własne, znane studio kosmetyczne. Podeszłam do furtki i wpisałam cyfry. Działała na hasło. Gdy automatycznie się otworzyła, ujrzałam białe Audi mamy. Weszłam po odśnieżonych schodkach na werandę. Otworzyłam drzwi kluczem i po cichu przekroczyłam próg domu. Po ciemku zdjęłam swoje kozaki i odstawiłam obok drzwi. Gdy już miałam się odwrócić, zapaliło się światło a moja matka stała na schodach w satynowym, szarym szlafroku.
    - Jesteś wreszcie! Gdzieś Ty była!? Dzwoniłam do Ciebie z 10 razy. Jest już 23 a Ciebie nie ma w łóżku!
    - Byłam na spacerze. - odpowiedziałam zirytowana.
    - Oczywiście! Jak zwykle z jakimś Dziwkami puszczasz się i niszczysz honor rodziny! - krzyczała, gestykulując i idąc w moją stronę. Czułam jak w moich oczach buchają ogniki a krew się podnosi.
    - ..Ja? Ja niszcze honor?! Ale to nie przeze mnie ojciec uciekł od Ciebie! Te twoje zachowanie przynosi wstyd. Cały czas się czepiasz, pomimo tego, że jestem dorosła. Jesteś po prostu chora psychicznie! - wygarnęłam jej wszystko to co siedziało mi na sercu. Czułam się lepiej, ale kipiałam jak czajnik kuchenny. W końcu podeszła do mnie, ale to co zrobiła przekroczyło najśmielsze oczekiwania. Uderzyła mnie otwartą dłonią prosto w twarz. Mój poczerwieniały policzek strasznie piekł. Złapałam się za niego. Moja matka jest dziwna. Naprawdę. Uważa mnie za dziwkę, chodź nią nie jestem, bije mnie. Ponad to, nie wie o tym, że próbuje ze mnie ją zrobić. Roztrzęsiona, pobiegłam na górę w stronę mojego pokoju. Musiałam pobyć trochę sama. Gdy weszłam do pokoju, od razu udałam się do drugiego pomieszczenia - łazienki. Była ona średniej wielkości a miała kremowo brązowe kafelki, białą umywalkę, sedes i wannę - prysznic z hydromasażem. Pierwsze co mi przyszło na myśl to umyć oraz ostudzić ten cholernie piekący policzek, a następnie wziąć kąpiel. Jak pomyślałam tak też zrobiłam.
         Po kąpieli z różanymi płatkami, położyłam się na swoim łóżku. Błękitna pościel koi moje nerwy, a policzek już nie szczypie dlatego, teraz czuje się lepiej. Odwróciłam głowę w stronę białej szafki nocnej, która stała przy łóżku. Na niej był  zegarek. Wyświetlał: "00:31". Było późno, a ja nie czułam zmęczenia. Nie miałam co robić o tej porze, więc wzięłam MP4, założyłam słuchawki i włączyłam losową piosenkę z listy odtwarzania. Leciało "It's My Life" - Bon Jovi. Uwielbiam tą piosenkę. Chyba ze względu na dynamikę i szybkość. Barwa dźwięku jest cudowna. Mogłabym ją słuchać bez końca. Weszłam pod kołdrę, przykrywając się nią. Moje ręce spoczęły połączone na brzuchu, a nogi ruszają się w rytm utworu. Nagle w moich uszach ucichło, ale na tylko na kilka sekund, ponieważ usłyszałam kolejną piosenkę. Pierwszy raz słyszę ją. Pamiętam tylko jak ściągałam hity z komputera i natrafiłam na jakiś zespół. Spodobała mi się ich piosenka, więc przerzuciłam też inne na sprzęt. Przysłuchiwałam się słowom piosenki. W uszach szumiało mi "Rock Me". Spojrzałam na wyświetlacz MP4. Napisane było: "Rock Me - One Direction". Teraz przypomniało mi się jak dziewczyny w mojej szkole piszczały i podniecały się akurat tym zespołem. Mnie to wtedy nie obchodziło, ale jak usłyszałam "What Makes You Beautiful" to nie mogłam się odgonić od niej. Dopiero teraz zrozumiałam, że nic nie wiem o tym boysbandzie. Mimo, że jest późno, podeszłam do biurka i włączyłam laptopa. Chciałam się dowiedzieć więcej o ludziach, których słucham codziennie. Gdy komputer był już gotowy, weszłam w przeglądarkę Chrome a w Google wpisałam "One Direction". Wyskoczyło mi parę zdjęć, a pod nimi informacje. Jest to brytyjsko - irlandzki boysband. Jest w nim 5 chłopców w wieku od 18 - 21 lat. Musiałam przyznać, że jest na co popatrzeć. Chłopcy w rurkach mnie kręcili, ale ten lokowaty mnie trochę odstraszał. Kogoś mi przypominał...
        Patrzyłam na nich i stwierdziłam, że w kolejności Niall jest najmłodszy, starszy Louis, Harry, Liam, a najstarszy Zayn. Niestety się pomyliłam, gdy spojrzałam na ich daty urodzenia. Louis był najstarszy, młodszy Zayn, Liam, Niall, a najmłodszy Harry. Wygląd myli. A pro po wyglądu.. Moją uwagę zwrócił blondyn. Miał on tak samo tlenione włosy jak ja. Tylko, że on miał końcówki, a ja wszystko. Nawet odrosty. Patrzyłam się na nich aż do chwili kiedy zrobiłam się zmęczona. Spojrzałam na zegarek w laptopie. Nie dziwie się, w końcu było po pierwszej. Śpiąca wyłączyłam komputer i weszłam pod kołdrę. Założyłam słuchawki oraz puściłam "What Makes You Beautiful". Cała zatraciłam się w piosence z myślą o One Direction tak, że nie pamiętałam kiedy zasnęłam.

                                                             ♥♪♥♫♥

       Minęło kilka miesięcy. Trwały one wieczność. Uwierzcie mi lub nie, ale z moją rodzicielką nie da się wytrzymać.  Napisałam maturę jak najlepiej, by dostać się na studia. Może matura to bzdura, ale jest dla mnie ważna. Teraz byłam w domu i pakowałam się na lot do Londynu. Byłam szczęśliwa, że wreszcie zobacz się z ojcem, a matkę opuszczę. Będę wreszcie sobą i zacznę nowe życie. Spokój i harmonia. Sprawdziłam czy wzięłam wszystko. Najważniejsze, że telefon, portfel i bilet są. Biorę walizkę i wychodzę. Przed domem już stoi moja taksówka. Matka nie chciała mnie podwieźć, więc co innego mogłam zrobić? Wsiadłam do taksówki a na lotnisku byłam po kwadransie. Szybko weszłam na pokład samolotu, dając wcześniej bilet pracownikowi. Walizkę dałam do łuku bagażowego i usiadłam w wolnym rzędzie tuż przy oknie. Gdy samolot wystartował założyłam słuchawki od MP4 a następnie oglądałam chmury i niebo. Piękny widok. Obserwowałam obłoczki aż w końcu usnęłam. Nie wiem ile tak spałam, ale gdy się obudziłam był zachód Słońca. Moje oczy cierpiały od promieni. Już chciałam zasłonić okno lecz ujrzałam wielkiego Big Ben'a. Czyli już jestem w Londynie? Zdjęłam słuchawki. Po chwili usłyszałam, że lądujemy. Zapięłam więc pasy i czekałam na lądowanie. W końcu wyszłam a raczej wybiegłam biorąc ze sobą bagaż. Odetchnęłam świeżym powietrzem. Zaczęłam się rozglądać w poszukiwaniu mojego ojca. Zafascynowana, błądziłam wzrokiem po lotnisku. O już widzę go.
    - Tato! - krzyknęłam szczęśliwa, widząc jak wychodzi z czarnej limuzyny.
    - Destiny! - zawołał a ja wyciągnęłam do niego ręce i pobiegłam przytulając go. Na jego serdecznym palcu zauważyłam złoty sygnet. - Destiny, masz tylko jedną walizkę?- zapytał zdziwiony odrywając się ode mnie. Mówił teraz po polsku, ale akcent miał brytyjski.
    - Tak. Nie chcę mieć rzeczy, które przypominają mi mamę. - spuściłam głowę i wpatrywałam się w swoje różowo - czarne Vans'y.
    - Obiecuje Ci, że będziesz miała lepsze życie. - powiedział łapiąc moją twarz w dłonie tak, bym spojrzała na niego.
    - Dziękuję, tato. - posłałam mu szczery uśmiech, który zaraz sam odwzajemnił.
    - Jak Ci minęła podróż? - zapytał.
    - Dobrze, chociaż praktycznie cały czas spałam. - odpowiedziałam z głupim uśmiechem. Chciałam wziąć walizkę, lecz tata zabrał ją i włożył do bagażnika. Otworzył mi drzwi od limuzyny. Gdy weszłam do niej opadła mi szczena. Były tam same luksusowe butelki i kieliszki. Do tego jeszcze biało czerwone ledy. Byłam tak zachwycona, że nie zauważyłam kiedy tata usiadł obok mnie. Po chwili samochód ruszył, a ja zahipnotyzowana oglądałam dalej wnętrze.
    - Powiedz mi Destiny, na prawdę chcesz studiować muzykę? - usłyszałam głos ojca.
    - Tak. To taki interesujący kierunek. Marzyłam o tym. - moje oczy się zaświeciły niczym najczystsze diamenty.
    - Hmm.. Czy nie wolałabyś iść na Technologię Muzyki?  A i powiedz mi.. Chcesz dzisiaj iść na zakupy? - oj taaak..
    - No.. Przydało by się. Nie wzięłam nawet połowy ubrań. - powiedziałam zgodnie z prawdą. - Technologia Muzyki? No nie wiem.. W Londynie nie ma takich dobrych studiów a to by oznaczało, że bym musiała się przeprowadzić z dala od Ciebie. - westchnęłam zrezygnowana.
    - Mam dla Ciebie małą niespodziankę. Gdy wejdziemy do domu dam Ci ją. - uśmiechnęłam się na te słowa. Ciekawe co to może być. Zamyślona spoglądałam w zaciemnione okna. Byłam szczęśliwa. Wreszcie poznam smak wolności. Po chwili usłyszałam niski głos.
    - Panie Walter, już jesteśmy! - był to szofer taty. Zanim się obejrzałam otworzono mi drzwi od auta.
    - Dziękuję. - odpowiedziałam szoferowi, który zaraz się ukłonił. Spojrzałam przed siebie. To naprawdę dom ojca? 4 piętrowy dom a raczej ogromna willa z basenem i działką. Ja bym to określiła pałacem z bajki. Pełno kolumn i łuków. Do tego rzeźba anioła, który robił za fontannę. Nawet prezydent nie ma tak dobrze. W wielkich białych jak śnieg drzwiach stał już szofer, który jak się okazało ma na imię Frank. Otworzył je, po czym znowu podziękowałam mu jak nakazuje kultura osobista. Gdy znalazłam się w środku domu myślałam, że zacznę krzyczeć i piszczeć. Wnętrze zrobione lepiej niż po królewsku. Naprzeciwko drzwi znajdowały się ogromne, lśniące schody, które miały wbudowane światełka i kryształki. Były od góry wąskie a od dołu szerokie. Posiadały balustrady. Po boku schodów stały dwie wielkie kolumny, docierające od podłogi do sufitu. Od drzwi do nich leżał szkarłatny, długi dywan. Taki jak na galach z gwiazdami. Nad moją głową coś błyskało. Uniosłam ją. Zobaczywszy sporej wielkości i ilości kryształków żyrandola pisnęłam z zachwytu
    - Tu jest przepięknie! - stwierdziłam zadowolona.  Okręciłam się kilka razy wokół własnej osi. Zastanawiałam się gdzie jest mój pokój. Nie czekając długo, pobiegłam po schodach szukając go. Mijałam kilkanaście pokoi aż w końcu znalazłam to czego szukałam. Wielkie, wyrzeźbione, bialutkie drzwi z wygrawerowanym złotym napisem "Destiny". Pociągnęłam delikatnie za klamkę, wychylając się do przodu. Moje oczy rozszerzyły się niewyobrażalnie. Był to wielki ciemnofioletowy pokój z biało - brązowymi meblami i podestem. Był w nowoczesnym stylu. Wielkie łóżko w odcieniach fioletu i tak samo szafa, która miała mnóstwo wieszaków, półek i lampek. Na ścianach widniały białe, abstrakcyjne wzory przypominające pnącza kwiatów. Nad półką ze sprzętem kina domowego przywieszony jest wielki telewizor plazmowy, który ma ponad 60 cali. Byłam zachwycona jak nigdy. Zawsze o takim czymś marzyłam. W euforii przyglądałam się każdej rzeczy. Każdy detal, każdy szczegół był starannie wykonany. Zafascynowana usiadłam na łóżku. Po chwili poczułam, że na czymś siedzę. To stało się tak szybko, że nie pamiętam kiedy złapałam się za bolące uszy od grającej na full muzyki, które pochodziły od głośników w rogu pokoju. Do tego jeszcze kula dyskotekowa, wyłaniająca się z ukrytego panelu w suficie. Spojrzałam na sprawcę tego zdarzenia. Był to maleńki pilocik, który miał mnóstwo mniejszych od siebie guziczków. Szybko zabrałam go i przycisnęłam czerwony przycisk. Nagle kula się schowała a muzyka ucichła. Z ulgą dotknęłam swojego obolałego serca. Przerzuciłam wzrok na pilot. Dopiero teraz do mnie dotarło co się stało. Mam własną kulę dyskotekową! Pokój jest naprawdę wielki a co za tym idzie.. Lepsza zabawa! Zaczęłam przeszukiwać pokój z nadzieją na jakieś wystrzałowe rzeczy. Spojrzałam w kąt pokoju. Dostrzegłam dziwną małą maszynę. Podeszłam do niej, schylając się. Moje oczy nie mogły nigdzie dostrzec guzika. Spojrzałam teraz na pilot w moim ręku. Przycisnęłam błękitny guzik, który włączył turkusowe światełka w pomieszczeniu. Dopiero za czwartym razem znalazłam ten właściwy. Z maszyny zaczęły wydobywać się  mydlane bańki. Powoli zapełniały pokój. Moje obserwacje przerwało pukanie do drzwi. 
    - Proszę! - krzyknęłam z myślą, że to tata, lecz to nie był on. Drzwi się otworzyły, a w nich stał mężczyzna w czarnym, eleganckim garniturze i w hebanowych, lakierowanych pantoflach. Były one włoskie. Wiedziałam to. W końcu mama mnie tego nauczyła, jak rozpoznawać markowe ciuchy od tych bazarowych oraz chińskich. 
    - Panienko Destiny, podano do stołu. Panienki ojciec już czeka. - oświadczył lokaj. Przytaknęłam i posłusznie udałam się za lokajem, wcześniej wyłączając bańki. Przeszliśmy w milczeniu parę korytarzy a następnie zeszliśmy po ogromnych schodach. Po chwili lokaj ustał. O mało co, a prawie na niego wpadłam. Błądziłam wzrokiem po wielkiej sali, która była jadalnią. Na środku stał ogromny, długi, mahoniowy stół a przy nim mój tata. Podeszłam do mebla, do którego po chwili lokaj przysunął mi krzesło. Teraz siedziałam naprzeciwko taty. Spojrzałam na jedzenie. Kilka sałatek, owoce morza, pudding, roastbeef i inne dania, które pierwszy raz widziałam. Podczas obiadu wymieniłam parę zdań z tatą, w tym zakupy, studia i mieszkanie. Uzgodniłam z nim, że jak mnie przyjmą to będę mieszkać obok collegu, w Wolverhampton. A dzisiaj tata zabierze mnie do Harrodsa. Jest to najsłynniejsze i najdroższe centrum handlowe w Londynie. Tym razem to ja będę wybierać sobie ubrania, a nie matka. Miała w zwyczaju chodzić po butikach ze mną nie zważając na to, że jestem człowiekiem, a nie lalką Barbie. Gdy odeszłam od stołu, udałam się do salonu, który został mi wskazany przez lokaja. W salonie nie było ciemno. Wręcz przeciwnie. Było jasno, zresztą jak reszta domu. Podłogę obejmowała puchata biel wykładziny, a ściany przeróżne obrazy warte fortunę. Na końcu pomieszczenia były szklane, podwójne drzwi z widokiem na ogród i basen. Obok nich stały na przeciw siebie dwie śnieżne kanapy, a pomiędzy nie szklany, prostokątny stolik. W kątach ścian umieszczone były egzotyczne rośliny o ogromnych doniczkach. Całość prezentowała się bardzo luksusowo. Nagle poczułam jak ktoś dotyka moje ramię. Odwróciłam głowę. Po sygnecie na palcu rozpoznałam go. 
    - Destiny... - zaczął tata. - Mam tu coś dla ciebie. - w jego rękach zauważyłam kopertę, związaną  złotą serpentyną. Wystawił ją w moją stronę. Wzięłam ją i natychmiast otworzyłam. W niej była platynowa karta płatnicza. Rzadko spotykana wśród ludzi. Szczęśliwa spojrzałam na ojca. 
    - Dziękuję, Tato - podeszłam do niego, przytulając go i całując w policzek.
    - Nie ma za co córeczko. - odpowiedział. - Wiesz.. Zanim pojedziemy do centrum handlowego, chciałbym Ci pokazać moją firmę. - oświadczył.
    - Super! Zawsze pragnęłam ją zobaczyć. - ucieszyłam się. Po tej rozmowie podpisałam się na nowej karcie, chowając ją po tym do portfela. Pin do niej, schowałam w szufladzie na kluczyk. Wzięłam torebkę z pokoju i pognałam do limuzyny, w której był już tata. 
    - Destiny, przypomnij mi jak wrócimy, żebym pomógł Ci złożyć papiery na studia.
    - Dobrze. - odpowiedziałam krótko. Zastanawiałam się jak będzie wyglądać moje życie. Sama w wielkim mieście. Bez taty...  Bez nikogo kto mógłby przejmować się mną. Bez kogoś kto mógł by mnie pocieszać i rozśmieszać w trudnych chwilach. Taką osobą był mój tata i przyjaciółka Caroline.
         Caroline znam od dziecka. Razem się wychowałyśmy. Chodziłyśmy do tej samej klasy. Gdy byłyśmy małe, zawsze chodziłyśmy do parku na plac zabaw. Wygłupiałyśmy się bezustannie. Czasami nawet coś razem przeskrobałyśmy. Raz się nawet zdarzało, że chciała ukraść małego kotka od sąsiadów. Gdyby nie ja, to nie wiem co by się stało. Caroline to szalona i wyrozumiała szatynka. Różni się ode mnie wyglądem oraz charakterem. Mimo tego, to i tak się dopełniamy. Jest dla mnie jak siostra. Ona zawsze mnie rozumie. Spojrzałam w okno limuzyny. Nagle uśmiechnęłam się na widok pewnej brytyjki, która ją przypominała. Tęsknię za nią. Obiecała, że mnie odwiedzi jak tylko załatwi sprawę ze studiami.
    - Już jesteśmy. - Odruchowo spojrzałam na ogromny budynek za oknem. Był to wielki szklany, gmach. Nie dosłownie szklany, ale miał duże okna. Niektóre były specjalnie zaszronione, dając trochę prywatności. Szofer otworzył nam drzwi, dając mi odetchnąć świeżym powietrzem a nie klimatyzacją. Byłam po niej zawsze cholera na gardło. 
  Do budynku weszłam drugimi drzwiami. Te pierwsze prowadziły do sklepu, sądząc po wystawach i bilbordzie z zagryzionym jabłkiem. Mogłabym się pogubić w tej olbrzymiej firmie, ale prowadził mnie tata, opowiadając mi o technologii apple. Chyba już wiem czemu proponował mi technologię muzyki. W końcu to technologia, a wszystko co jest z nią związane, fascynuje go. Nie ważne jakie jest dokładne znaczenie tego słowa. Wracając do oprowadzania, teraz prowadził mnie do swojego biura. Po drodze spotykałam mnóstwo ludzi i ich zdziwiony wzrok. Te przeszywające spojrzenia wywołują u mnie dreszcze i niepewność. Jeden chłopak upuścił nawet papiery, spoglądając na mnie. Już nie mówię o kobiecie, która wylała kawę na biurku w portierni. Atmosfera w tym budynku była nie do opisania. W końcu znalazłam się pod drzwiami, które wskazał mi tata. Wchodząc do pomieszczenia, przywitałam się z sekretarką siedzącą za biurkiem. 
    Była to kobieta około 30 -stki. Miała ona brązowe, długie włosy tak samo jak oczy i cerę. Nie wyglądała na murzynkę, lecz na latynoskę. Figura jaką posiada, nadawałaby się do modelingu. Na jej twarzy malował się szczery uśmiech. Po chwili wyszła zza biurka i podała mi rękę.
    - Witaj Destiny! Tak się cieszę, że Cię w końcu poznam. Jestem Milagros. Milagros Fierro. - uścisnęłam jej dłoń. - Twój tata wiele mi o tobie opowiadał. 
    - Naprawdę? To miłe. - posłałam jej swój uśmiech. Jej uroda zniewala. Zazdroszczę jej takiej idealności.
    - Milagros, mamy mało czasu i już musimy iść. Zabieram Destiny na zakupy. - powiedział tata. - Mogłabyś przynieść do mojego gabinetu tą paczkę, co dzwonili do mnie , że jest gotowa? - zapytał Mili.
    - Oczywiście. - odpowiedziała rozpromieniona. - Do zobaczenia Destiny! - krzyknęła do mnie, gdy wychodziłam z pomieszczenia. Pożegnawszy się, poszłam z tatą w stronę wyjścia. Zamyślona o tajemniczej paczce, nie zauważyłam kiedy znalazłam się w przezroczystej windzie. Ocknęłam się z myśli i kątem oka spoglądałam na ojca. Zapytać czy nie zapytać? Oto jest pytanie. Po parokrotnej wymianie spojrzeń, w końcu się odważyłam.
    - Tato.. - zaczęłam. -  O co chodziło z tą paczką? - zapytałam. 
    - Nic ważnego. - uśmiechnął się. Nie pozostało mi nic innego niż odwzajemnić to. Z nudów spojrzałam na czubki swoich butów. Nagle zbladłam, gdy zobaczyłam że winda ma też przezroczyste podłoże. Przełknęłam ślinę i zamknęłam oczy. Nie to, że miałam lęk wysokości, po prostu było strasznie wysoko. Uradowałam się, gdy usłyszałam piknięcie. Drzwi się otworzyły, a ja pędem wyszłam z niej. Nabrałam powietrza do ust, a następnie wypuściłam je ze świstem.
    - Dobrze się czujesz? - usłyszałam troskę w jego głosie. Odwróciłam się z bananem na ustach.
    - Tak. Po prostu ta winda jest..no jest... taka..taka.. No nie widać jej! I czuje się jakbym latała. - odpowiedziałam. Lekko zawstydzona natychmiast podrapałam się po głowie, a głupi uśmiech nie schodził mi z twarzy.
          Po godzinie byłam już w centrum handlowym. Ten Harrods ma swoją historię. Nie dziwie się. Jest w nim tyle sklepów, tyle ubrań, biżuterii oraz butów. Raj po prostu. Było mi trochę głupio naciągać tatę. Chciałam zapłacić z własnej karty, ale on powiedział, że dopiero jak pójdę na studia to będę jej używać. Kupiłam sobie mnóstwo rzeczy. Nie myślcie, że go wykorzystywałam. Większość ciuchów kazał wybrać tata. Nie chciałam go naciągać, chociaż był bardzo bogaty. Ogółem mówiąc, wstydziłam się i było mi głupio. W podziękowaniu, pocałowałam go w policzek. Teraz kierowaliśmy się prosto do domu. Podczas drogi nie obyło się bez żartów i dziwnych pytań.

                                                                       ♥♪♥♫♥

         W swoim pokoju cały czas siedziałam cicho, jak mysz pod miotłą. Leżałam na swoim wielkim łóżku. Moja głowa spoczywała na poduszce a ciało było ułożone w stylu rozgwiazdy. Wzdychałam, jednocześnie patrząc się na telefon obok głowy. Czułam się jakby ktoś mnie opuścił. W samotności wyczekiwałam na ''skazanie''. Ja należałam do osób, które szybko się nudzą. Innymi mówiąc, jestem niecierpliwa. Czekałam, pogrążona we własnych myślach, na telefon od Caroline. Obiecała, że zadzwoni. Nie pozostało mi nic innego jak czekanie. Czekanie, którego nienawidzę. Ono mnie wykańcza. Mogłabym robić wiele rzeczy zamiast tego, lecz nie miałam najmniejszej ochoty. Teraz pragnęłam spotkać się z przyjaciółką, albo chociaż porozmawiać z nią. Potrzebowałam tego. Gdy ktoś się do kogoś przywiązał, to ciężko mu go opuścić. Taką osobą właśnie jestem. Do moich uszu dotarł charakterystyczny dźwięk telefonu, przerywając moje myśli. Jak opatrzona, od razu złapałam za telefon. Niestety wyświetlił się numer mamy. To było dziwne. Najpierw mówi, że mnie kocha a potem, że jestem dziwką. Bije mnie, a następnie dzwoni. To jest dziwne. Nie miałam zamiaru odbierać. Odłożyłam telefon, odrzucając połączenie. Znów zabrzmiał dzwonek. Liczyłam, że to nie mama, tylko Cara. Pomyliłam się. Odrzuciłam numer. Minęło 10 minut. Wcześniej tylko odrzucałam numery od mamy. Po tych wkurzających 10 minutach komórka zabrzęczała po raz setny. Myślałam, że Carls nigdy nie zadzwoni, a jednak... Pędem odebrałam telefon.
    - Hej Carls! Ja tu umieram z nudów. Kiedy przyjedziesz? Pomyślałaś nad studiami? - Zasypywałam ją pytaniami. Tęskniłam za nią bardzo.
    - H-Hej. Właśnie... Pytasz kiedy przyjadę.. a-a.. - Jąkała się i zacinała, jak by coś znowu przeskrobała. - Dzwonię do Ciebie, by Ci przekazać, że jestem na lotnisku w Londynie. - Powiedziała na jednym wydechu. Serce stanęło mi w gardle, a oczy zaszkliły się. 
*Tak bardzo chcę Cię przytulić* - Pomyślałam...       

   ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
    Jest pierwszy rozdział. Namęczyłam się nad nim bardzo.
    Mam nadzieję, że się wam spodoba.
    Z reguły piszę dosyć wolno, myślę więcej niż piszę.
    Do następnego.  ;*




                                             Mój ulubieniec                                                             ^^
                                                        *-*